Nigdy nie rozumiałem fenomenu Qashqaia. Nigdy! Nie dość, że auto miało nazwę, której nikt nie potrafił poprawnie napisać to jeszcze na ulicy nie wyróżniało się absolutnie niczym. Niczym! Było dla mnie przezroczystym SUV-em! Wsiadłem do Kaszkaia (przepraszam za pisownię, ale nadal nie wiem jak się tę nazwę poprawnie pisze) i…
Jakieś piętnaście lat temu wsiadłem do Qashqaia, odpaliłem silnik, pojechałem do matki i zgasiłem silnik. Zjadłem obiad, zabrałem słoiki, wsiadłem do Qashqaia, odpaliłem silnik, wróciłem do domu, zaparkowałem i zagasiłem silnik. Czternaście lat oraz 345 dni temu wsiadłem do Qashqaia, odpaliłem silnik, wyjechałem z garażu pojechałem do pracy, zaparkowałem i zgasiłem silnik. Po ośmiu godzinach za biurkiem znów wsiadłem do Qashqaia, odpaliłem silnik, ruszyłem w drogę z domu do pracy i zgasiłem silnik. Ciekawe prawda? Ja mogę tak długo, ale sądzę, że wy za chwilę będziecie mieli dość. Skrócę wam cierpienia i pominę kilkanaście ostatnich dób z życia z pierwszym Qashqaiem. Po takich ”ambitnych” podróżach tym autem powoli, aczkolwiek dość opornie zacząłem rozumieć sens i fenomen tego modelu.
Nissan Qashqai – historia
Dziś SUV-y i crossovery są czymś oczywistym niczym codzienne dane na temat zachorowań na COVID. Jednak kilkanaście lat temu zarówno SUV-y jak i COVID popularne nie były. Nissan stworzył niszę. Zaryzykował. Pokazał światu, że można inaczej. Fajniej i lepiej? Tego nie wiedział nikt. Jaki był efekt tego eksperymentu? O tym chyba nie muszę nawet wspominać. Qashqaia zdobył serca klientów. Był… normalnym autem. Ale takim bardziej praktycznym, bardziej przyjaznym, wymagającym mniej wyrzeczeń. Zapewniał lepszą widoczność, wygodniejsze wsiadanie do kabiny, w miarę przestronne wnętrze i wiele innych cech, które nawet niemieckim emerytom się nie śniły. Qashqaia nie był wyrazisty. Nie był kontrowersyjny. On nawet nie był ”jakiś”. Był przezroczysty i optymalny. Trafiał w gusta wielu osób, a to już jest coś. To jest przepis na sukces.
Lata mijały, czas płynął a konkurencja szybko podłapała nowy trend. Dziś trudno sobie wyobrazić motoryzacyjnego rynku bez SUV-a czy crossovera. Czy tego chcemy czy nie, przy całej naszej awersji do tego typu aut jesteśmy w mniejszości. Większość chce SUV-ów, koniec kropka!
Nowy Qashkai (chyba już nauczyłem się poprawnie pisać tę nazwę!) to już trzecia generacja tego modelu. Można odnieść wrażenie, że jego twórcy mieli bardzo łatwe zadanie. Ot, przecież ich poprzednicy stworzyli hit. Wystarczyło więc tylko przypudrować zmarszczki i niczego nie zepsuć, aby nowy Qashkai także był hitem. Otóż gó… guzik prawda! Piętnaście lat temu konkurencja Qashkaia praktycznie nie istniała. Teraz? Rozejrzyj się! W ofertach wszystkich producentów są SUV-y i crossovery. Jakby się wszyscy uwzięli na biednego Qashkaia. A co zrobił Nissan? Zrobił swoje.
Bez wątpienia najnowsze wcielenie tego auta ma dość wyrazistą stylistykę. Widać to szczególnie, gdy w tle stoi pierwowzór. Nowy „Qash” ma ostre rysy i stara się zwracać na siebie uwagę. Jednak cała ta designerska fanaberia kończy się tuż za drzwiami w kabinie.
Nissan Qashqai – wnętrze
Wnętrze nowego Nissana jest… normalne. Typowe dla nowych aut. Cyfrowe zegary, fotele, fajna kierownica, system multimedialny, panel klimatyzacji. Ot, taki standard. Ważne, że nie irytujący i nie przekombinowany standard. Plus za obsługę Apple CarPlay i to bezprzewodowo! Więcej do szczęścia od strony multimediów nie potrzeba.
Mieszane uczucia może budzić układ napędowy. Co prawda w ofercie jest napęd 4×4, nie ma hybrydy i elektryka, ale jest tylko jeden silnik. 1.3 Turbo benzyna o mocy 140 lub 158 KM. W połączeniu z manualem lub automatem. Pierwowzór dawał większe pole manewru na tej płaszczyźnie, ale kiedyś czasy były inne. Jako ciekawostkę dodam, że pierwszy Qashkai z jednostką 2.0 dCi o nominalnej mocy 150 KM dawał się w łatwy sposób czipować. 200 KM nie było problemem, czego przykładem jest czarny egzemplarz widoczny na zdjęciach.
Tak czy inaczej nowy Qashkai ma jeden silnik i… po prostu jeździ. Wystarczająco dynamicznie. Poprawnie i niespiesznie. To nie jest Nismo więc poluzuj lejce i nie oczekuj od niego cudów. Od strony osiągów i wrażeń z jazdy (a raczej ich braku) jest ok. Jednak biorąc cały układ napędowy w wielką klamrę mam dwie uwagi.
Nissan Qashqai – podsumowanie
Po pierwsze średnie spalanie. W cyklu mieszanym nie udało się osiągnąć wartości jednocyfrowej. Ja wiem, że teraz benzyna jest tańsza od diesla, ale takie spalanie, w tak małym silnik jakoś mnie nie przekonuje. 11 l na setkę to pali Audi Q7 3.0 TDI przy jeździe autostradowej z prędkością 170 km/h. Drugą sprawą jest automat. Oj zamula trochę ta skrzynia. W mieście jest ok. W trasie też jest ok. Ogólnie jak nie masz co do niej żadnych wymagań to jest spoko. Ale jak porównasz sobie przekładnię xTronic z innymi współczesnymi automatami to delikatnie mówiąc automat Nissana nie urywa.
Pojeździłem nowym Qashkaiem kilka dni, pokonałem nim kilkaset kilometrów i wiecie co? To nie jest wybitne auto. To nie jest też przełomowe auto. Nawet w połowie nie tak przełomowe jak jego pierwowzór. Ale nowy Qashkai świetnie robi to, co do niego należy – nie irytuje (no może poza średnim spalaniem). Jeśli kiedykolwiek słyszałeś o tym modelu (a na pewno słyszałeś) to wiesz, czego się po nim spodziewać. Na jeździe próbnej to auto cię nie zawiedzie. Będzie dokładnie takie, jak sobie wyobrażałeś. Ok, to samo auto również Cię nie zaskoczy, ale nowy Qashkai zaskakiwać nie chcę. On ma inną rolę. Rolę, z której wywiązuje się bardzo dobrze.