Rok 1973 obfitował w wiele wydarzeń. Dokonano uroczystego otwarcia opery w Sydney, Bahamy zyskały niepodległość, a nowy model VW klasy średniej o oznaczeniu wewnętrznym Typ 32 ujrzał światło dzienne. Tak narodził się jeden z najpopularniejszych modeli, szczególnie w Polsce – Passat.
Projekt od Giugiaro
Zbudowany na tej samej platformie, co Audi 80 z 1972 roku, posiadał wzdłużnie umieszczony silnik i napęd na przednie koła. Nadwozie nowego VW produkowano w wariancie 2- i 4-drzwiowym typu sedan i 3- oraz 5-drzwiowym typu limuzyna.
Konstrukcja poszczególnych typów różniła się przede wszystkim klapą bagażnika, otwieraną z szybą lub bez. Długość samochodu wynosiła 4190 mm, czyli mniej, niż ma Golf szóstej generacji.
W 1974 roku pojawił się Variant, czyli odmiana kombi. Trzy lata później auto poddano face liftingowi, a produkcję w Europie zakończono w 1980 roku. Ta niezbyt pasjonująca historia to początek jednego z najpopularniejszych samochodów koncernu VW. Obecnie najnowsza generacja Passata, bo o nim mowa, jest nadal flagową limuzyną koncernu. Pierwszy jego model, oznaczony symbolem B1, zaprojektowany został przez Giorgetto Giugiaro.
Ten sam projektant odpowiadał za nieśmiertelny kształt Golfa pierwszej generacji. Pod względem technicznym B1 jest najmniejszym przedstawicielem linii Passatów. O wysokich walorach użytkowych samej konstrukcji może świadczyć to, że w Brazylii ostatnie Passaty pierwszej generacji zjechały z taśm produkcyjnych w 1988 roku. Ciekawostką jest również rynek w USA, gdzie auto sprzedawano pod nazwą Dasher.
Ponadczasowy Passat B1
Prezentowany B1 jest prawdziwym unikatem. Czas i koleje losów prawie doszczętnie zniszczyły znakomitą większość tych wiekowych aut. Kiedy jechałem na spotkanie z jego właścicielem, spodziewałem się, że auto będzie klasykiem w dobrym stanie z zadbanym wnętrzem.
Rosnąca popularność youngtimerów sprawia, że coraz więcej osób porywa się na restaurowanie wiecznie młodych VW z duszą w stylu retro. Otwarcie trzeba przyznać, że większość projektów kończy się na zamiarach i szumnych zapowiedziach całkowitej odbudowy, po czym auta znowu szukają pasjonata, który przygarnie je pod swój dach.
Gdy dojechałem na miejsce, a właściciel otworzył drzwi garażu, z uznaniem pokiwałem głową. Passat B1 w czystej postaci, bez zbędnych dodatków, bez niepotrzebnych zmian, ot, odrestaurowany klasyk. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że auto pochodzi 1976 roku i miało dwóch właścicieli. Każde spojrzenie na karoserię potwierdzało pierwsze wrażenie nienagannego stanu blacharskiego i lakierniczego.
Motywowany dziennikarskim wścibstwem i zwyczajną ciekawością położyłem się, by ocenić stan progów i podłogi żółtego Passata. Kiedy wstałem i otrzepałem kolana z resztek pyłu z dezaprobatą popatrzyłem w stronę mojego 9-letniego samochodu, na którym pojawiają się pierwsze oznaki korozji.
Po krótkiej rozmowie z właścicielem doszliśmy do wniosku, że po prostu teraz już nie robi się takich samochodów.
Silniki Passat B1
Zajrzałem pod maskę. Poprzecznie umieszczony silnik o pojemności 1,3 litra wyglądał, jakby był jeszcze docierany. Małe jednostki napędowe w latach 70. były odpowiedzią na kryzys paliwowy na świecie.
Po latach 50., w których ekonomia była słowem abstrakcyjnym, przyszła pora na oszczędzanie. W wyniku tego procesu największy motor, jaki można było znaleźć pod maską B1,. miał pojemność 1600 ccm. Wracając jednak do silnika prezentowanego samochodu, muszę przyznać, że dawno nie widziałem jednostki w takim stanie technicznym. Co więcej, właściciel zapewnił mnie, że pracuje równie przyjemnie jak wygląda.
Zapytany o przebieg, z uśmiechem na ustach powiedział: 27 tysięcy kilometrów. Zerknąwszy wcześniej na zegary zauważyłem tam ten wynik, lecz byłem pewien, że licznik wyzerował się co najmniej kilka razy. Wiedziony ciekawością zacząłem wypytywać o historię auta. Okazało się, że przez blisko 5 lat stało u dilera Volkswagena w Kolonii pełniąc rolę maskotki salonu.
Potem zostało kupione przez zamożnego starszego pana, który przejechał nim przez 28 lat niespełna 23 tysiące kilometrów. Opowieść ta przypomina bajkę prosto z serwisów aukcyjnych, ale oryginalne pożółkłe już dokumenty uświadomiły mi, że w tym przypadku jest to stuprocentowa prawda.
Doskonały stan techniczny samochód zawdzięczał byciu raczej eksponatem niż przedmiotem użytkowym, gdyż jego pierwszy właściciel kolekcjonował samochody dla czystej przyjemności ich posiadania. Do Polski auto trafiło prosto z serwisu aukcyjnego Ebay, za pośrednictwem którego sprzedane zostało po dość rozsądnej cenie.
Oryginalne wnętrze B1
Kontynuując oględziny wsiadłem do środka. Wszyscy doskonale wiemy, jak pachną nowe auta. Przyznać muszę, że pierwszy raz zapach nowości poczułem w samochodzie starszym ode mnie o blisko dekadę.
Stan tapicerki wprawiłby w zdumienie nawet największego malkontenta. Oryginalność ponad wszystko, można by powiedzieć, parafrazując słowa pewnej pieśni. Kiedy zachwycałem się stanem dywaników i foteli, właściciel wręczył mi kluczyki i z iskierkami w oczach zapytał, czy nie zechciałbym się przejechać.
Prawdę mówiąc tak podekscytowany nie byłem od czasu przejażdżki Golfem W12 na jednej z zamkniętych prezentacji. Passat nie przyspieszał niczym rakieta, nie był przesadnie cichy, silnik z wyczuwalną rezerwą reagował na dodawanie gazu, jednak moja radość rosła z kilometra na kilometr.
Po powrocie na miejsce postoju właściciel przetarł polerowane felgi z Porsche, które są jedynym nieoryginalnym dodatkiem do wiekowego auta. Koła te, zwane potocznie telefonami, nie gryzą się z całością, jako że ich projekt deski kreślarskie opuszczał w podobnym okresie co prezentowany samochód.
Ta niesamowita podróż Passatem na długo zapadła mi w pamięć. Jeździłem w swoim życiu już wieloma samochodami szybszymi, wygodniejszymi i młodszymi od żółtego B1, jednak przejażdżka żadnym z nich nie wywołała takiego uśmiechu na mojej twarzy…
Władysław Wyperowicz
Fot. Mikołaj Urbański
DANE & FAKTY
VW Passat B1 1976 r.
SILNIK: 1,3 l, 55 KM.
NADWOZIE: brak modyfikacji, całkowicie oryginalne.
FELGI: Porsche Teledial, polerowane.
AUDIO: fabryczne radio
(VW TRENDS 2/2010)