W zeszłym roku został wprowadzony przepis, którego celem było ukrócenie “jazdy na zderzaku” kierowców na autostradach i drogach ekspresowych. Niestety, nie wszystko poszło dobrze. Kierowcy nie wiedzą, jaki dystans trzymać, a policjanci jak to zweryfikować.
Od 1 czerwca ubiegłego roku obowiązuje nas zakaz jazdy na zderzaku na drogach ekspresowych i autostradach. Niestety, Generalna Inspekcja Ruchu Drogowego wciąż nie posiada odpowiednich narzędzi do weryfikowania zachowań kierowców, a każdy z przypadków będzie wymagał angażowania w proces biegłego.
W myśl nowych przepisów, bezpieczna odległość pomiędzy pojazdami wyrażona w metrach musi wynosić połowę aktualnej prędkości. Oznacza to, jadąc na przykład 120km/h drogą ekspresową, musimy utrzymać bezpieczną odległość co najmniej 60 metrów od poprzedzającego pojazdu.
Nowy przepis nie obowiązuje podczas manewru wyprzedzania.
Jest to spowodowane troską o bezpieczeństwo na naszych drogach. Jak mówią nam statystyki, aż 20% wypadków spowodowanych jest niezachowaniem odpowiedniej odległości od poprzedzającego pojazdu.
Biorąc pod uwagę mętlik związany z egzekwowaniem tego przepisu oraz z trudnością, jaką mają kierowcy podczas mierzenia odległości między pojazdami w metrach, nasuwa się pytanie, czemu nie wykorzystano tego, co zostało już wymyślone i wprowadzone w innych krajach?
Niewykorzystane rozwiązanie
Mowa tu o fantastycznej metodzie tak zwanych 3 sekund. Polega ona na wydzieleniu minimalnej odległości od pojazdu przed nami w sposób bezpieczny i łatwy do zrealizowania.
Polega ona na tym, by podczas jazdy wypracować sobie taką odległość od pojazdu przed nami, by w miejscu, które on właśnie mija, znaleźć się nie wcześniej niż za trzy sekundy.
Brzmi prosto? Bo właśnie taka jest ta metoda.
Wyjątek stanowią jednak jednoślady, które wykorzystując zwalnianie silnikiem wytracają prędkość, w związku z czym nie ostrzegą nas światłem hamowania. W ich przypadku najlepiej utrzymać dystans 5 lub więcej sekund.
Najłatwiej kontrolować dystans korzystając z przydrożnych słupków. Wystarczy obserwować pojazd przed nami i odliczać czas do dojechania do słupka, który ten przed chwilą minął.
Dlaczego trzy sekundy to minimum?
Średni czas reakcji na bodziec to około 0,8 sekundy (0,5-1 sekundy lub więcej, gdy jesteśmy zmęczeni). Czas działania, które podejmujemy wciskając hamulec, zajmuje kolejne 0,5 sekundy, a uruchomienie hamulców następuje po 0,2-0,3 sekundy. Pozostaje nam więc zaledwie półtorej sekundy na dalsze manewry. W dalszym ciągu to raczej mało.
Pomyślmy o tym, że rzadko jesteśmy wypoczęci wsiadając za kierownicę, stan nawierzchni pozostawia dużo do życzenia, a pogoda nie zawsze jest słoneczna. Taka odległość jest więc najkrótszą bezpieczną odległością.
Porównanie, które nie pozostawia złudzeń
Metoda trzech sekund jest również łatwa w weryfikacji, nawet na podstawie materiału filmowego. Szkoda więc, że nowe przepisy nie zostały o nią oparte, również z tego powodu, że jest bezpieczniejsza niż obowiązujące prawo.
Przykładowo, jadąc 140km/h autostradą, minimalny legalny dystans od poprzedzającego pojazdu to 70 metrów, a jadąc metodą trzech sekund dystans ten automatycznie rośnie do 87 metrów. Podobnie jadąc 120km/h, czyli maksymalną dopuszczalną prędkością na drodze ekspresowej dwujezdniowej, jadąc metodą trzech sekund utrzymamy odległość 74,5 metra, a nie 60 metrów, jak proponuje nam ustawodawca.
Nie mówiąc już o tym, że jadąc z taką prędkością raczej nieliczni są w stanie precyzyjnie powiedzieć, ile metrów mają do pojazdu przed nimi.
„jadąc 140km/h autostradą, minimalny legalny dystans od poprzedzającego pojazdu to 70 metrów, a jadąc metodą trzech sekund dystans ten automatycznie rośnie do 87 metrów. Podobnie jadąc 120km/h, czyli maksymalną dopuszczalną prędkością na drodze ekspresowej dwujezdniowej, jadąc metodą trzech sekund utrzymamy odległość 74,5 metra, a nie 60 metrów”
Proponuję jeszcze raz to sobie przeliczyć. Przy prędkości 140 km/h w 3 sekundy przebywamy niecałe 117 (a nie 87 metrów, jak pani twierdzi). Przy 120 km/h będzie to okrągłe 100 metrów (a nie 74,5).