Niezbyt często prezentujemy w naszym magazynie samochody typowo użytkowe, które przez były lub nadal są tzw. wołami roboczymi. Jednak tym razem robimy wyjątek. Należący do Michała Volkswagen T3 porządnie się w swoim życiu napracował. Teraz ma tylko cieszyć oko, co zresztą wychodzi mu znakomicie!
Produkowany od kilkudziesięciu lat Transporter stał się osobną, natychmiast rozpoznawalną marką. Użytkowe auto Volkswagena ma wiele twarzy i sprawdza się w absolutnie każdej sytuacji. Odmiana T1 jest dziś pilnie poszukiwanym klasykiem. T2 było świadkiem niejednej hippisowskiej imprezy. T3? Ten model nadal pełni służbę u wielu lokalnych przedsiębiorców. T4, T5, T6 oraz T7? O nich można napisać grubą księgę. Podobnie jak o wersjach nadwoziowych i odmianach specjalnych Volkswagena z serii T. Wróćmy jednak do głównego bohatera niniejszego tekstu.
Dlaczego T3?
Zmodyfikowane i przerobione Transportery nieczęsto widujemy na zlotach fanów aut z Wolfsburga. Tym bardziej odmiany stricte użytkowe, jak widoczna na zdjęciach. Skąd pomysł na zakup i modyfikację akurat tego modelu?
Michał twierdzi, że z Transporterami jest jak z tatuażami – nigdy na jednym się nie kończy. Tak samo było w tym przypadku. W garażu Michała stały już Caravelle oraz Doka. Prycza? To było coś nowego, co kusiło i wreszcie uwiodło.
Od samego początku samochód miał spełniać zgoła odmienną rolę niż ta, do jakiej został stworzony. T3 nie miało być autem wykorzystywanym do pracy. Miało cieszyć oko i służyć do zabawy. Plany na zmiany? Miało być nisko. Tak nisko, jak tylko się da. Dużą rolę odgrywały także fundusze. Nie sztuka stworzyć projekt, wkładając w niego dziesiątki czy nawet setki tysięcy złotych. Sztuką jest zbudować fajne auto, wykorzystując do tego elementy, których w samochodzie nikt by się nie spodziewał.
Daj odpocząć!
Widoczne na zdjęciach auto wyprodukowano w 1989 roku. Zaczynało jako typowa prycza z metalowymi burtami. Białe T3 nabijało kolejne kilometry, wożąc żwir i gruz na żwirowni we Włoszech. Takie było przeznaczenie tego modelu. Michał miał inne plany na ten samochód. Tuż po zakupie dał mu odpocząć i samodzielnie zajął się dokonywaniem zmian.
Metalowe burty zostały usunięte. Podobnie jak podłoga paki. Zamiast nich pojawiły się drewniane elementy z… kilkudziesięcioletnich skrzyń po jabłkach. Drewno opalono i pomalowano lakierem jachtowym, a aktualnie zamontowane burty są niższe o około 10 cm od oryginalnych. Takie zmiany przyćmiły praktyczną naturę T3. Ale kto by się tym przejmował! Liczy się wygląd, a on jest naprawdę ciekawy.
Metalowe nadwozie jest dalekie od ideału. Co prawda Michał powyciągał wiele wgniotek, ale tu i ówdzie nadal można dojrzeć ślady pracy na żwirowni, które przypominają historię samochodu. Biały lakier? T3 zostało pomalowane… podkładem epoksydowym do maszyn przemysłowych. Zaskoczeni?
Nisko, niżej, najniżej
Za tak zwany „efekt wow” odpowiada obniżone zawieszenie. Z przodu pojawiły się sportowe amortyzatory TA Technix oraz seryjne rozgrzane, ściśnięte i zahartowane sprężyny. Początkowo były zbyt wysokie, ale ucięcie dwóch zwojów rozwiązało ten problem. Jeszcze ciekawiej wygląda tylny „zawias”. Seryjne amortyzatory z VW ustąpiły miejsca elementom z… Fiata Seicento. Oryginalne tylne sprężyny zastąpiono lekko uciętymi sprężynami z BMW E36. Można? Można! Świetny efekt został osiągnięty, a najniżej umieszczony element samochodu dzieli od podłoża raptem 6 cm!
Patrząc na auto z zewnątrz nie sposób nie dostrzec ciekawych felg. Tak naprawdę są to seryjne felgi z modelu T3 pomalowane białym „barankiem” oraz poszerzone do 10 cali z przodu i 12 cali z tyłu. Na felgi założono błyszczące kapsle Baby Moon, które są dumą właściciela. Uwagę przykuwają również niskoprofilowe opony o nietypowym rozmiarze 195/40/R14 z przodu oraz 215/40/R14 z tyłu. Szersze tylne „kapcie” przydają się podczas przyspieszania, ponieważ T3 ma tylny napęd. Jednak czy moc tego auta jest faktycznie na tyle duża, aby zrywać bieżnik z opon?
Musi być diesel!
Za napęd prezentowanego samochodu odpowiada seryjny silnik wysokoprężny. Michał twierdzi, że to jedyny sensowny motor do tego auta. T3 Prycza po prostu musi klekotać. I klekocze aż nadto.
Jednostka o pojemności 1,7 litra nie ma turbosprężarki i żywi się olejem (nawet takim po frytkach). W latach swojej świetności osiągała moc nieco ponad 50 KM. W chwili uruchamiania solidnie trzęsie całą budą, ale odpala na dotyk. Osiągi? Auto jest w stanie ruszyć z miejsca, pojechać w przód i w tył oraz skręcić. Potrafi także przemieszczać się drogami szybkiego ruchu, ale robi to w swoim, nieśpiesznym tempie.
Niezbyt mocny i niezbyt żywiołowy silnik ma jednak w tym przypadku duże plusy. Po niepewnych drogach białym T3 trzeba jeździć bardzo ostrożnie ze względu na bardzo mały prześwit. Na dodatek zawieszenie jest tak twarde, że w kabinie trzeba uważać, aby nie uderzyć głową o podsufitkę podczas przejazdu po nierównościach. Komfortu nie poprawiają także niskoprofilowe opony, o których już wspominałem. Jest sztywno, ale klimatycznie. I to jak!
Prezentowany Volkswagen T3 jest idealnym przykładem tego, że stworzenie ciekawego i nietuzinkowego projektu nie musi wiązać się z dużymi nakładami finansowymi. Liczy się przede wszystkim pomysł. To on jest kluczem do sukcesu i sprawia, że możemy cieszyć się nieszablonowymi samochodami, jak należąca do Michała Prycza!
Paweł Kaczor
Fot. autor
Volkswagen T3 Prycza, 1989 r. |
SILNIK/ NAPĘD |
Diesel, 1.7, ok. 57 KM, napęd na tylną oś, skrzynia manualna czterobiegowa |
ZAWIESZENIE/ HAMULCE |
z przodu amortyzatory TA Technix, seryjne skrócone sprężyny, z tyłu amortyzatory z Fiata Seicento, sprężyny z BMW E36 |
KOŁA/ OPONY |
oryginalne felgi z T3 pomalowane na biało, z kapslami; opony 195/4/R14 z przodu i 215/40/R14 z tyłu |
NADWOZIE |
burty oraz paka wykonane z drewnianych skrzyń po jabłkach, nadwozie pomalowane podkładem, wgniotki – ślady z dawnego życia T3 |
WNĘTRZE |
podsufitka wyłożona drewnem, gałka zmiany biegów w kształcie trupiej czaszki |
AUDIO |
nieseryjne radio |
STYL |
Low rider |
WŁAŚCICIEL |
Michał |
(VW TRENDS 1/2022)