Temat modyfikacji elektroniki sterującej pracą silnika (tzw. chiptuning) w turbodoładowanych silnikach był już wielokrotnie poruszany. Dla przypomnienia, operacja taka pozwala uzyskać lepsze od seryjnych parametry jednostki napędowej (czasem i skrzyni biegów) wykorzystując rezerwy mocy przewidziane przez producenta.
Tak jak wiele jest pozytywnych opinii na ten temat, doszukać możemy się również negatywnych. Częściowo spowodowanych przez strach (i nieznajomość tematu), częściowo przez złe doświadczenia. Nie jest tajemnicą, a raczej truizmem, że oczekując dobrego efektu od czyjejś pracy powinno się korzystać z usług osób potrafiących tą pracę w ten właśnie sposób wykonać. Rynek pełen jest pseudo tunerów, którzy niestety mogą bardzo zaszkodzić. Dlatego też warto jest korzystać z usług firm renomowanych, czasem płacąc nawet wyższą cenę za usługę.
Prawidłowo przeprowadzona modyfikacja pozwala cieszyć się bezawaryjną jazdą, a przy zachowaniu umiaru w używaniu pełnego potencjału mocy, również mniejszym spalaniem. Zasadniczo, modyfikacja taka, to same plusy, nic dziwnego, że coraz więcej osób decyduje się na taki zabieg w swoim aucie. Chiptuning polega na przeprogramowaniu seryjnego komputera. W tym celu jest on wyjmowany z auta, rozbierany, czasem niektóre elementy muszą być lutowane, kość pamięci przeprogramowana, składany, a następnie wkładany z powrotem do pojazdu.
Co jeśli po prostu nie chcemy by ktoś grzebał w naszym komputerze? Rozwiązaniem jest modyfikacja programu przez złącze diagnostyczne. Postanowiłem zobaczyć jak wygląda taka operacja. Otóż, jeśli mam coś polecić z czystym sumieniem czytelnikom BMW Trends, muszę to wcześniej sprawdzić na sobie. Królikiem doświadczalnym zostało BMW 320d E90 z 2007 roku. Samochód posiada najnowszy z wypuszczonych przez BMW sterowników (ECU). Seryjnie auto powinno mieć 163KM przy 4 000 obr./min. i 340Nm przy 2 000 obr./min.
Przed jakąkolwiek ingerencją postanowiłem sprawdzić te informacje. Auto zostało podpięte do hamowni podwoziowej. Uzyskany wynik wskazuje na lekkie braki w parametrach. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Otóż hamownia, na której był dokonywany pomiar (Maha) standaryzuje wyniki. Oznacza to, że bierze pod uwagę różnicę w ciśnieniu czy temperaturze powietrza, podając wynik znormalizowany. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że w trakcie pomiaru możemy mieć wgląd w interesujące parametry jak temperatura oleju czy powietrza w układzie dolotowym. Dla pewności pomiar powtórzono. Wynik pozostał ten sam.
Do wtyczki diagnostycznej podłączono specjalne urządzenie sczytujące program z ECU. Trwa to ok. 30-40min. Co ważne, przyrząd ten jest wyposażony w funkcję „recovery”. Oznacza, to, że jest w stanie przywrócić komputer do wyjściowego stanu, cokolwiek się stanie. Nie ma obaw o uszkodzenia związane z zanikiem napięcia czy rozłączenia kabli. Po sczytaniu programu przychodzi czas na jego modyfikację. Jest to najważniejsza część procesu i od niej zależy efekt końcowy. Tuner, używając całej swojej wiedzy i doświadczenia dopasowuje program do wymagań klienta. W moim przypadku, życzeniem było, aby moment obrotowy przyrastał gwałtowniej niż było to seryjnie, natomiast, o ile to możliwe, dymienie z rury wydechowej było mniejsze. Seryjnie, przy ostrym dodaniu gazu, 320d potrafiła zostawić za sobą lekki dymek. Warto dodać, że auto nie jest wyposażone w filtr cząsteczek stałych. W samochodach z filtrem takie problemy nie występują. Wysoka moc nie była tu priorytetem.
Mając wszystkie powyższe informacje specjalista zaczyna komponować adekwatny program. Wgrywanie (również przez złącze diagnostyczne) trwa znacznie krócej, nie dłużej niż pięć minut. Sprawdzamy efekt na hamowni. 192,5KM przy 3 830obr./min. i 408,5Nm przy 2 375 obr./min. Przyrost nastąpił w całym zakresie obrotów, a 400Nm dostępne jest już poniżej 2 000 obr./min.! Na drodze efekt jest bardzo odczuwalny. Z totalnego „muła”, jakim jest seryjne 320d, auto stało się całkiem zrywne. Mimo szczerych chęci nie udało się zauważyć żadnego dymienia z rury wydechowej, a gwałtownie (tak jak chciałem) przyrastający moment obrotowy przyjemnie kopie w plecy. Wyprzedzanie stało się znacznie bezpieczniejsze i dziecinnie łatwe, a samochód wreszcie zaczął sprawiać frajdę z jazdy.
Co najważniejsze, cała operacja polegała na podpięciu i odpięci wtyczki w seryjne miejsce w samochodzie. Nic nie było wyjmowane, nic nie było rozbierane, ani tym bardziej lutowane. Jedyny sposób na sprawdzenie czy modyfikacja została w ogóle wykonana to pomiar na hamowni. A jak wiadomo, serwis bez zgody właściciela nie może tego zrobić… Oczywiście operacja jest w pełni odwracalna i na życzenie, w pięć minut możemy mieć znów w pełni seryjne auto, bez śladu ingerencji. Ale kto by takie chciał…
PMN; Za pomoc w realizacji materiału dziękuję firmie Masters Tuning.