Lato powoli się kończy, ale my zdążyliśmy jeszcze załapać się na krótką wycieczkę nową Californią Ocean. Początkowo obawialiśmy się hybrydowego napędu, bo przed nami była 1500-kilometrowa trasa, ale już w trakcie jazdy doszliśmy do zaskakujących wniosków. Oto test VW California Ocean Hybrid.
Nowa California bazuje na zupełnie nowym Multivanie. Z zewnątrz auto nie przypomina już auta dostawczego przerobionego na osobowe, a raczej odwrotnie. Opływowe kształty, nowe zawieszenie i lepsze wygłuszenie robią z Californi chyba najbardziej osobową odmianę tego modelu.
Zupełnie nowy kształt ma też deska rozdzielcza, zegary oraz system infotainment, który nie zacina się, działa szybko i precyzyjnie. Fotele to wzór ergonomii i komfortu, kilkugodzinna jazda nie przyprawia o ból pleców. Nowego VW Californię Ocean Hybrid postanowiliśmy zabrać nad malownicze jezioro Garda. I już przy pierwszym kontakcie pojawiły się pewne obawy…
VW California Ocean Hybrid jeździ jak normalna osobówka
Pierwsze kilometry zaskakują. Po pierwsze, zupełnie nie czuć, że prowadzimy ponad 2-tonowy pojazd. Silnik ma wystarczająco dużo mocy, skrzynia DSG dba o ultrapłynne przełożenia, a komfortowe zawieszenie świetnie wybiera wszelkie dziury na drodze. Układ kierowniczy jest precyzyjny, ale co ważniejsze w tym aucie promień skrętu pozwala na bardzo sprawne manewrowanie, sporym jednak autem. Zawracanie, czy parkowanie nie stanowi żadnego problemu.
W trasie szczególnie przydaje się aktywny tempomat, który na autostradach jest niezastąpiony. Ma już poprawioną kalibrację, przez co nie panikuje jak wykryje auto z przodu i przyspiesza bardzo płynnie, kiedy droga się zwolni.
W drogę! Przed nami 1500 km
Układ napędowy. Zatrzymajmy się tu na chwilę, bo to była nasza największa obawa przed ruszeniem w drogę do Włoch. Z pełnym bakiem i baterią VW California Ocean Hybrid ma zasięg 600 km. Brzmi nieźle, ale mówimy tu załadowanej do pełna baterii. Zasięg na prądzie wynosi ok. 60 km. Trasę z Warszawy do Zgorzelca przez Wrocław pokonaliśmy na jednym baku, a na ostatnią stację przed granicą dojechaliśmy na rezerwie. Oszczędny tryb jazdy spowodował jednak wzrost zasięgu do 580 km z rozładowaną baterią.
Trzeba przyznać, że jazda Californią jest bardzo cicha. Kabina jest dobrze wygłuszona i dopiero powyżej 130 km/h słychać spore szumy wynikające z dużego gabarytu auta. W Niemczech jednak trwają spore remonty, więc i tak nie pojedziemy szybciej niż 80 km/h.
Dobrze rozbudowana sieć ładowarek za Odrą powoduje, że praktycznie każda przerwa na trasie kończy się krótkim ładowaniem. Szybka ładowarka naładuje baterie od 0 do 80% w 20 min. Na samej energii elektrycznej przejechaliśmy w sumie ok. 200 km w jedną stronę, co daje oszczędność ok. 16-18 litrów paliwa. To już coś.
Kolejne tankowanie przed samą granicą z Austrią i tutaj spore zaskoczenie – tankujemy za 1,49 euro, czyli ok 6,35 zł. Dla porównania na polskiej stacji tankowaliśmy za 6,20 zł.
W Austrii już tylu ładowarek nie ma, choć przy autostradach można je znaleźć, ale przez rozkopaną przełęcz Brenner przejeżdżamy jak najszybciej, żeby dotrzeć już do Włoch.
W końcu na kampingu
Po dotarciu na miejsce rozkładamy kamping. Otwarcie „górnego pokładu” zajmuje kilkadziesiąt sekund, system robi kilka przerw, aby nie otworzyć namiotu np. w pobliżu jakiegoś drzewa.
Górne łóżko jest nieco twarde, ale dwie osoby mieszczą się tam bez problemu. Materiał z jakiego zrobiony jest dach dobrze chroni przed wiatrem, ale niestety jest słabo wygłuszona, dlatego ktoś kto jest wrażliwy na dźwięki w nocy dobrze się nie wyśpi. Kolejna rzecz to temperatura. Noce nad Gardą bywały chłodne, a ogrzewanie słabo dociera do góry, więc tutaj trzeba wyposażyć się w grubszą piżamę i kołdrę.
Na dole jest zdecydowanie ciszej i cieplej, ale za to ciaśniej. Zabudowane szafki nieco zabierają miejsca do spania, ale i tutaj dwie osoby się wyśpią. Ogrzewanie działa bardzo sprawnie, ma także tryb nocny.
VW California Ocean Hybrid to pojemny kamper
Duża ilość schowków i szafek powoduje, że pomieścimy tu wszystko co potrzeba na wyjazd. Z drugiej strony, poprzedni model posiadał lewą stronę całkowicie zabudowaną szafkami, a tutaj mamy drzwi obustronne, które nieco pozbawiły miejsca na inne przedmioty. Coś, za coś.
Drzwi operuje się elektrycznie, mają system domykania, a to ogromne ułatwienie. Mają dodatkowo uchylne okna. Nowa California ma tylko jeden palnik gazowy, który wystarcza do przygotowania kawy, ewentualnie do podgrzania zupy, ale obiadu tutaj raczej nie ugotujemy.
Tradycyjnie już znajdziemy tutaj wysuwaną markizę, a w tylnej klapie umieszczono dwa krzesła oraz stolik. Szkoda, że markiza nie jest podświetlana jak w Grand Californii, aby można było posiedzieć na zewnątrz po zmroku.
VW California Ocean Hybrid – dla kogo jest to auto?
Naszym zdaniem California Ocean sprawdzi się świetnie podczas spania „na dziko”. Otwierany górny pokład umożliwia podziwianie widoków leżąc w łóżku, a na jednym palniku przygotujemy sobie niewielki ciepły posiłek i kawę. Wygodniej się nim podróżuje w dwie niż w cztery osoby, no i nie można w nim za bardzo stanąć, bo jest po prostu niski. Stolik we wnętrzu wystarcza jedynie na laptopa, więc posiłki jemy raczej na zewnątrz.
To jednak bardzo dobra alternatywa dla kogoś, kto lubi często się przemieszczać i w kamperze tylko śpi, a resztę czasu spędza aktywnie. Do lokalnego biwakowania zdecydowanie lepiej sprawdzi się większy Grand California.
Ile kosztuje VW California Ocean Hybrid? Ceny Californii Beach (z jednym miejscem sypialnym u góry) zaczynają się od 299 tys. zł. Californię Ocean otwiera pozycja z silnikiem 2.0 TDI za 393 tys. zł, a testowana hybrydowa jest najdroższa i kosztuje 453 tys. zł. To już cena kawalerki w dużym polskim mieście. Co lepsze? Zdecydowanie kamper!