Volkswagen Golf jest królem! To auto dzieli i rządzi w klasie kompaktów!
Popierasz takie stwierdzenia, czy może w tym momencie zastanawiasz się ”co on…”? Tak czy inaczej VW Golf nie jest już Michaelem Jordanem w swojej klasie. Nie jest już nawet Robertem Lewandowskim. Co prawda Golf to w dalszym ciągu bardzo przemyślane i lubiane auto, ale mówiąc oklepanym frazesem konkurencja nie śpi. Popatrzcie na taką Kię Ceed, która przez kilka styczniowych dni woziła mnie po stolicy i okolicach.
Zacznę nietypowo, od nazwy modelu. Przeważnie się nad tym detalem nie rozwodzę, ale Ceed jednoznacznie kojarzy mi się z… Sidem. Tak, tym nad wyraz ruchawym leniwcem z Epoki Lodowcowej. Czy jest na sali ktoś, kto nie lubi Sida z głosem Czarka Pazury? No właśnie. I po takim wstępie, już z olbrzymią sympatią podchodziłem do Ceeda.
Kia Polska udostępniła mi Ceeda w klasycznej wersji hatchback oraz niemalże topowym standardzie wyposażenia GT Line. Tak ubrany egzemplarz wygląda atrakcyjnie. Tak, wiem to moje zdanie, ale czy Ceed się Tobie nie podoba? Mamy tutaj atrakcyjne alufelgi, mamy nieco przestylizowany przedni zderzak oraz nowe logo KIA na przedniej masce. Całość fajnie współgra ze sobą, a auto jest zgrabne i powabne. Jednak Ceed nie sili się na bycie w centrum uwagi. Bliżej mu do skutecznego, ale nieco wycofanego Leo Messiego niż do Neymara, który robi wszystko, aby oczy, kamery oraz cały szum w Internecie skupiony był właśnie na nim.
Wsiadając za kierownicę Ceeda nie wiedziałem do końca, czego się spodziewać. Ostatni raz Kią jeździłem…. nie pamiętam kiedy, więc zarówno jakość wykonania, rysunek kokpitu oraz ogólny „feel” były dla mnie dużą zagadką. Zagadką, którą odgadłem już po 2 minutach od zamknięcia drzwi i zapięcia pasów. Mówiąc krótko jest dobrze. Mówiąc nieco dłużej jest bardzo dobrze. Cyfrowe zegary? Są skromne, ale nie biedne. Przede wszystkim są czytelne. System multimedialny? Prosty w obsłudze. Także czytelny. Największy plus tyczy się jednak panelu klimatyzacji (nigdy nie sądziłem, że będę się tym podniecał). Fizyczne przyciski oraz pokrętła są najlepszym rozwiązaniem z możliwych. Żadne tam dotykowe panele czy takie i owakie wyświetlacze. Temperaturę klimatyzacji trzeba regulować pokrętłem. Podobnie jak głośność radia. Koniec, kropka.
Zero emocji wzbudza ilość wolnej przestrzeni w kabinie. Normalnie bym o tym nie wspominał, ale Kia Ceed to auto dla ludzi, którzy mimo wszystko chcą wiedzieć czy z tyłu zmieści się teściowa i czy jej odległość od zięcia będzie wystarczająco daleka. Bagażnik? Jest i ma 395 litrów. Ok, to tyle z rzeczy sztywnych, ale dla wielu istotnych.
Przejdę teraz do nieco bardziej pobudzających aspektów. Jak to jeździ, a raczej jak się tym jeździ? Prezentowana sztuka miała według mnie optymalne źródło napędu pod maską. Silnik 1.5 Turbo o mocy 160 KM. W ofercie jest jeszcze słabsza 1-litrowa wersja (coś, dla sknerusów, bo jest najtańsza), 204-konna odmiana GT (coś dla tych, którym się spieszy, a jak wiadomo czas to pieniądz) oraz odmiana wysokoprężna (dla tych, dla których czas to pieniądz, ale często po ten pieniądz trzeba daleko pojechać). Hybryda? W hatchbacku brak. Elektryk? A po co to komu?
Według danych producenta 160-konny Ceed rozpędza się do setki w 8,6 sekundy. Nieźle. Ale ta domniemana dynamika jest głęboko ukryta. Podczas codziennej, normalnej jazdy, auto wyposażone w skrzynię DCT mocno ukrywa swoją moc. Ok, jazda jest płynna, bezstresowa, ale również nieśpieszna. 160 KM? Oj, coś mi tu nie gra. Wystarczy jednak mocniej deptać pedał gazu, aby 160 KM się ujawniło. Traktowane w sposób zero-jedynkowy auto faktycznie przyjemnie jeździ. Jest szybkie i dynamiczne. Zwinne i pewne w prowadzeniu. Wystarczy jednak spuścić z tonu, aby 160 KM znów zostało uśpione. Ot, taka natura tego wozu.
Czy coś w układzie napędowym mnie zaskoczyło? Tak, spalanie. Ta jednostka zdecydowanie nie ma polskich korzeni. Dlaczego? Ponieważ nie lubi wypić. W cyklu mieszany wynik na poziomie 7 l/100 km jest codziennością. Nieźle, jak na 160-konną benzynę. W ruchu poza miejskim bez problemu da się uzyskać piątkę z przodu, a to już wynik godny samochodu z silnikiem TDI. Przesadzam? Może troszkę.
Wspomnę o jeszcze jednym. Jeśli chcecie kupić Ceeda zastanówcie się mocno nad odpowiednią wersją wyposażenia. Odmiana GT Line ma zawieszenie bardziej GT niż line. Co to oznacza? Jest twardo. Ok, dość twardo. Taczka, to nie jest, ale większość kompaktów ma bardziej miękki zawias.
Cena. Ha, o tym też muszę wspomnieć. Czasy, w których koreańskie samochody były tanie już dawno minęły. Tak samo minęły już czasy, w których jazda koreańskim autem była przejawem dość płytkiego portfela oraz przewagą rozsądku i własnych możliwości nad dobrym gustem. Ceed w biedzie kosztuje nieco ponad 70 tys. zł. 160-konny Ceed GT Line z automatem kosztuje około 120 tys. zł. Cena jest adekwatna do wyposażenia, ale jeśli ktoś ślepo patrzy na same cyferki śmiało powie „tyle to nie”.
Volkswagen Golf jest królem? Nadal tak uważasz? Nawet po przeczytaniu tego tekstu? Ok, nie zamierzam na siłę zmieniać twoich przekonań. Tak samo jak nie zamierzam, niczym akwizytor wciskać ci Kię Ceed na siłę. Jeśli Golf w twoim mniemaniu jest królem, to Kia Ceed dla mnie jest królową. O!