Coś więcej niż BMW. Alpina nie jest wyłącznie tunerem bawarskich samochodów. Od przeszło trzech dekad to niezależna marka, która konstruuje silniki, modyfikuje zawieszenia czy wnętrza, a nadwozia sygnuje własnym numerem VIN. Ceny nowych aut są adekwatne do wysokiego stopnia ich ekskluzywności. Na rynku wtórnym można jednak znaleźć propozycje za niecałe 10 tysięcy euro.


Za przełomowy rok w swojej historii Alpina uważa sezon 1978, kiedy na rynek wypuszczono model B6 2.8 (na bazie serii 3 E21), B7 Turbo (bazującą na piątce E28) oraz B7 Turbo Coupé (mutacja serii 6 E24). Ostatnia, dzięki 300-konnemu silnikowi, była jednym z najmocniejszych i najszybszych samochodów na ówczesnych drogach. Po latach maksymalne 265 km/h wciąż robi wrażenie. Alpina przypomina również, że jako pierwsza wprowadziła całkowicie elektroniczny zapłon. Na przełomie lat 70. i 80. ceny paliw zaczęły drastycznie rosnąć. Doskonałym chwytem marketingowym Alpiny było wzięcie udziału w ekomaratonie. Zgłoszono do niego zmodyfikowane 318i z mocno wydłużonym przodem nadwozia i innymi elementami aerodynamicznymi. Samochód zwyciężył w swojej klasie z wynikiem… 2,672 l/100 km! W prasowych publikacjach pojawiły się zdjęcia trójki z charakterystycznym oklejeniem bocznych ścian nadwozia (Alpina Deco-Set), 20-ramiennymi alufelgami i blendą przedniej szyby z napisem Alpina.

Alpina jako marka szybko zapisała się na kartach historii motoryzacji. Już w 1985 r. wyposażyła wszystkie oferowane auta w katalizatory, jako pierwsza stawiając na metalowe wkłady. W 1988 r. zawiesiła przygodę z motorsportem, stawiając na rozwój cywilnych aut. I plan zrealizowała we właściwym sobie stylu. Kosztem 3,2 miliona dolarów przygotowano Alpinę B10 BiTurbo – dalekiego krewniaka 535i z jednym z pierwszych, podwójnie turbodoładowanych silników na rynku. 360-konna limuzyna nie miała sobie równych nie tylko w osiągach. Kosztowała o połowę więcej od M5 E34! Mimo to sprzedawała się lepiej od wszystkich dotychczasowych Alpin. W Buchloe powstawały też samochody, które BMW miało jedynie w mglistych planach – chociażby E36 z silnikiem V8.

Wyzwaniem finansowym, a zarazem próbą cierpliwości jest też zakup używanej Alpiny. Dość powiedzieć, że aktualnie w popularnym serwisie ogłoszeniowym Mobile.de znajduje się tylko 498 aut! Równolegle sprzedawano przeszło trzy tysiące eMek. Obrazuje to, jaką rzadkością na rynku wtórnym są Alpiny. Zawężając kryteria wyszukiwania do generacji czy konkretnej wersji silnikowej znajdziemy kilka aut. W najlepszym wypadku! Wiele Alpin jest białymi krukami. Wystarczy wspomnieć o modelu B10 4.6 na bazie E34. W ciągu dwóch lat powstało tylko 46 egzemplarzy. Produkcja tańszej Alpiny B3 3.0 (E36) nie osiągnęła nawet 750 sztuk. To mikroskopijne liczby. Dla lepszego zobrazowania sytuacji dodajmy, że jeden z rzadszych modeli BMW – E30 M3 Cabrio – powstał w serii liczącej 786 egzemplarzy, a cenione przez kolekcjonerów E46 M3 CSL – trafiło na rynek w liczbie „aż” 1.383 sztuk.
W najlepszej sytuacji są zainteresowani kupnem kilkuletniej Alpiny. Dostępne samochody z wyczerpującymi opisami oraz fotografiami można przejrzeć na oficjalnej stronie marki. Są oferowane przez autoryzowanych dilerów marki, którzy nie mogą sobie pozwolić na wystawienie na sprzedaż auta w wątpliwym stanie technicznym. Znajduje to odzwierciedlenie w cenach. W przedziale 25 – 30 tys. euro znajdziemy pojedyncze egzemplarze. O swobodzie wyboru można mówić dopiero przy budżecie rzędu 40 – 50 tys. euro.

Budżet 60 – 100 tys. zł pozwala wybierać między klasykami z lat 80. oraz trójkami z pierwszej dekady XXI wieku (duży odsetek diesli). Takie pieniądze nie wystarczą jednak na największe rarytasy – np. Alpinę B10 BiTurbo, która może kosztować przeszło 150 tys. zł. Jeszcze bardziej cenione są szóstki w wersji Turbo – można trafić na auta za 200 – 400 tys. zł. Górny pułap cenowy praktycznie nie istnieje. Alpina RLE (Roadster Limited Edition), czyli poprawione BMW Z1, z minimalnym przebiegiem może kosztować ponad 600 tys. zł, a flagowa Alpina Roadster V8 (Z8) – ponaddwukrotnie więcej!
Atrakcyjnym miejscem do zakupu używanej Alpiny staje się… Japonia. W Kraju Kwitnącej Wiśni już fabrycznie nowe egzemplarze często miały status kolekcjonerskich. Właściciele jeździli nimi sporadycznie i przechowywali auta w garażu. Aby podkreślić egzotyczność samochodu, często wybierali wersję przystosowaną do ruchu prawostronnego. Warto szukać też na forach dyskusyjnych i stronach poświęconych klasykom. Podaż używanych egzemplarzy jest jednak na tyle ograniczona, a rozrzut cen tak duży, że nawet w katalogach z cenami zabytkowych pojazdów reprezentacja Alpiny jest mocno okrojona.

Projekty, w których nie było ingerencji w elementy silnika, należą do rzadkości. Przykładem są diesle, w których głowica i „słupek”, czyli blok, tłoki, wał i korbowody, pozostają nietknięte. Różnice sprowadzają się do osprzętu. Jednym z najciekawszych motorów Alpiny jest 4.6 V8. Powstał na bazie 4,4-litrowego silnika BMW. Powiększenie średnicy tłoków o zaledwie milimetr było dużym wyzwaniem. Gładzie cylindrowe były bowiem powlekane nikasilem – odporną na ścieranie, ale niezwykle cienką powłoką. Próby rozwiercania cylindrów i nakładania nikasilu poza fabryką były obarczone poważnym ryzykiem nieprawidłowości. Alpina poprosiła więc BMW o pomoc w wykonaniu silnika. Korzyści były obustronne. Trzy lata później jednostka trafiła na pokład X5 4.6is (E53). Później, we wzmocnionej do 381 KM wersji, silnik zamontowano w Alpinie Roadster V8 – mutacji Z8. Tym samym doszliśmy do kolejnego niuansu, który doskonale obrazuje pewność siebie, jaką od początku działania wykazuje marka Alpina. Z8 miało 400-konne 5.0 V8 z BMW M5. W Buchloe uznano, że samochód zasługuje na automatyczną skrzynię biegów oraz inny silnik – słabszy, jednak oferujący wyższy i lepiej rozłożony moment obrotowy.

Próby zamykania używanych Alpin w sztywne ramy i listowania potencjalnych usterek mijają się z celem. Przy tak niewielkiej próbie trudno mówić o typowych defektach. Kluczowy dla stanu danego egzemplarza będzie sposób eksploatacji czy obsługi serwisowej. Konotacje z BMW pozwalają prognozować niektóre usterki – np. problemy z korozją w starszych modelach, awarie Vanosa w autach produkowanych od lat 90. oraz usterki układów zapłonowych (cewki) czy paliwowych (pomp, wtryskiwaczy) w jeszcze nowszych samochodach. Poza stanem technicznym istotna jest też zgodność danego egzemplarza z oryginałem – decyduje o jego wartości kolekcjonerskiej.
Przed oględzinami warto zajrzeć na oficjalną stronę Alpiny, gdzie pobieżnie opisano wszystkie modele, generacje i wersje silnikowe. Zestawiając motor z latami produkcji można wstępnie określić, czy nie mamy do czynienia z „ulepem”. Proponujemy też odwiedzenie alpina-archive.com. Od 1998 roku strona stanowi nieoficjalne, ale bardzo rozbudowane źródło wiedzy o wszystkich wyprodukowanych Alpinach – ze zdjęciem konkretnego egzemplarza, numerem seryjnym, datą pierwszej rejestracji, kolorami nadwozia i wnętrza, rodzajem skrzyni biegów, a nawet kluczowymi faktami z jego historii (rynek pierwotny i kierunek późniejszego importu).

„Mam nadzwyczaj prosty smak. Zawsze zadowala mnie najlepszy” – myśl Oscara Wilde’a stała się inspiracją dla Burkarda Bovensiepena, który od początku działalności dążył do zamieniania dobrych samochodów w indywidualne i przepełnione pasją produkty dla koneserów. Alpina znalazła i wypełniła rynkową niszę. Było to na rękę również marce BMW, gdyż zwiększało prawdopodobieństwo dotarcia do najbardziej wymagających klientów, których nie satysfakcjonowały propozycje BMW M oraz BMW Individual.

Szymon Łukasik, Fot. Alpina, autor 



