Wakacje to wspaniały czas. Piękna pogoda, dużo wolnego czasu, atmosfera beztroski i zabawy sprzyjają nawiązywaniu romansów, które miewają różny przebieg i konsekwencje. Czasami zostają po nich dobre wspomnienia, czasami złamane serce, a czasem przeradzają się w trwałą relację na resztę życia. Oto, jak zakończyła się moja wakacyjna przygoda z Mini Cabrio John Cooper Works.
Do tej pory miałem do czynienia z kilkoma miniakami. Były wśród nich Mini Cooper S, Mini John Cooper Works i najnowszy Clubman. Za każdym razem oddając auto po teście miałem mieszane uczucia. Owszem, należy docenić ich indywidualny styl, zaawansowanie technologiczne, radość z jazdy, którą dostarczają. Nie sposób jednak pozbyć się wrażenia przerostu formy nad treścią. Nie oszukujmy się – Mini to jeżdżący gadżet pełen kolorowych świecidełek, błyszczący chromami przełączników i epatujący lifestyle’owym charakterem, prawie pozbawiony cech użytkowych. To właśnie powodowało, że nigdy nie mogłem nabrać przekonania, że to jest właśnie ten jeden, jedyny, wyśniony pojazd, na który warto wydać niemałe, ciężko zarobione pieniądze. Przez to na pytanie, czy warto kupić mini, niejednoznacznie odpowiadałem: to zależy. Muszę przyznać, że Mini Cabrio JCW zmienił mój punkt widzenia.
Kabriolet nie jest najpopularniejszym rodzajem nadwozia w Polsce. Nie da się ukryć, że nasz klimat nie sprzyja częstej jeździe ze złożonym dachem. Niemniej jednak emocje związane z jazdą „z wiatrem we włosach” są tak pozytywne, że każdy, kto choć raz ich doświadczył, pozostanie jej gorącym zwolennikiem. Widać to zresztą na ulicach. Kabrioletów pojawia się coraz więcej. Nie aż tak dużo, aby spowszedniały. Nadal stanowią wyznacznik statusu materialnego właściciela, wskazują na jego nieszablonowe podejście do życia i są swoistą deklaracją wolności i niezależności. Przeważają kabriolety wyposażone w sztywne dachy. Nie da im się odmówić praktyczności. Mają też minusy – dach po złożeniu znacznie ogranicza przestrzeń bagażową, niekorzystnie wpływa na sylwetkę samochodu, jest ciężki i podatny na usterki. Poza tym takiemu cabrio brakuje klasycznego romantyzmu.
Na szczęście Mini Cabrio jest w pełni klasyczne! Styliści wykonali kawał dobrej roboty. Pozbawienie miniaka dachu w żaden sposób nie zepsuło jego sylwetki. Wprost przeciwnie. Mini w tej wersji wygląda moim zdaniem nawet lepiej niż jego odpowiednik z klasycznym nadwoziem. Sylwetka jest harmonijna, ma bardzo dobrze zachowane proporcje. Z którejkolwiek strony się przyglądać, trudno jej cokolwiek zarzucić. Przód, dzięki zderzakowi charakterystycznemu dla linii John Cooper Works, wygląda muskularnie i agresywnie.
Linia boczna nie została udziwniona ani zdeformowana – klasyczna elegancja! Pałąki antykapotażowe ukryto za tylnymi zagłówkami pod estetycznymi maskownicami. W razie dachowania wysuwają się, błyskawicznie chroniąc pasażerów. Miękki dach można złożyć na dwa sposoby –odsuwając go do tyłu o 40 cm na wzór klasycznego szyberdachu albo całkowicie (operacja zajmuje 20 sekund), układa się wtedy w harmonijkę za tylną kanapą. Można go również wykorzystać do dodatkowej personalizacji samochodu. W ofercie Mini Yours dostępne jest np. poszycie w formie brytyjskiej flagi (Union Jack). Zaletą dachu jest również to, że nie ogranicza nadmiernie bagażnika, który ma 215 litrów pojemności. Tył w wersji JCW charakteryzuje się specjalnym przeznaczonym do tego modelu zderzakiem z centralnie umieszczonym podwójnym wydechem. Dobrze dopełnia gokartowy wizerunek.
Wewnątrz uwagę zwracają przede wszystkim sportowe fotele i kierownica. Siedziska poza komfortem zapewniają optymalne podparcie w czasie bezpiecznego poszukiwania granic możliwości układu jezdnego i napędowego.
Kierownica natomiast świetnie leży w dłoniach i pozwala pewnie kontrolować „miniaka”. O wykończeniu wnętrza nie ma co się rozpisywać – jest po prostu dobre. Zarówno jakość użytych materiałów, jak precyzja ich montażu nie budzą żadnych zastrzeżeń. Wystarczy spojrzeć na chromowane przełączniki, formę nawiewów, klamki, stylistykę wskaźników na tablicy rozdzielczej.
Jeszcze bardziej usatysfakcjonowani poczują się fanatycy wszelkiej maści elektronicznych gadżetów. Mini jest w stanie zapewnić im długie godziny zabawy. Spróbujmy wymienić ciekawsze opcje: funkcja ostrzegania przed deszczem, logo wyświetlane na ziemi po otwarciu drzwi kierowcy, kilka kolorów podświetlenia wnętrza, miernik czasu jazdy z otwartym dachem, funkcja Journey Mate, umożliwiająca zaplanowanie wyjazdu w domu na podstawie informacji o natężeniu ruchu ulicznego, warunkach pogodowych, dostępnych parkingach itp., zbiór narzędzi Driving Excitement, przestawiających warunki jazdy i parametry samochodu, dostęp do wyszukiwania w Internecie, obsługa aplikacji Spotify, Deezer, Amazon Music oraz dostęp do stacji radiowych TuneIn Radio. Jest nawet możliwość zarządzania kamerami GoPro wyposażonymi w Wi-Fi za pośrednictwem centralnego wyświetlacza. Każdy techno-geek będzie zachwycony.
Ale przecież nie o to chodzi. Wszak testujemy samochód, a nie najnowszy model smartfona. W motoryzacji nie chodzi przecież o to, ile funkcji ma system multimedialny czy ile kolorów podświetlenia wnętrza mamy do dyspozycji. Uśmiech pojawia się pod wpływem zupełnie innych bodźców. Sprawdźmy zatem, czy Mini je dostarcza.
Na papierze wszystko wygląda naprawdę imponująco. 4-cylindrowy doładowany silnik benzynowy o pojemności 1998 ccm ma 231 KM mocy w zakresie 5200–6200 obr./min generuje maksymalny moment obrotowy na poziomie 320 Nm (1250–4800 obr./min). Pozwala to na osiągnięcie prędkości maksymalnej 240 km/h i przyspieszenie do 100 km/h w 6,5 s – oczywiście w zestawieniu z obecną w naszej testówce sportową automatyczną skrzynią biegów. W wersji z manualem przyspieszenie wynosi 6,6 s, a prędkość maksymalna jest o 2 km/h wyższa.Napęd przenoszony jest na przednią oś. W samochodzie tej wielkości brzmi to jak zapowiedź doskonałej zabawy. I rzeczywiście tak jest.
Uruchomieniu silnika towarzyszy chrapliwy bulgot dający do zrozumienia, że nie mamy do czynienia z przeciętnym zawodnikiem. Potem jest tylko lepiej. Zwłaszcza po przestawieniu w tryb Sport Mini wyrywa do przodu w akompaniamencie ryku silnika, strzałów z wydechu i świstu turbiny. Materiałowy dach pozwala tej orkiestrze dźwięków swobodnie docierać do uszu kierowcy i mile pieścić zmysły. Po jego złożeniu rozkosz jest już pełna, a radio staje się zbędnym gadżetem. Mini Cabrio JCW prowokuje do jazdy na pograniczu obowiązujących przepisów. Prowadzenie jest stabilne i przewidywalne. Zawieszenie zestrojono dosyć sztywno, co odbija się nieco na komforcie, ale sprawdza w szybko przejeżdżanych partiach zakrętów. Sportowa automatyczna skrzynia biegów nie daje powodów do narzekania. W codziennej jeździe naprawdę nie zmusza do manualnej obsługi z wykorzystaniem manetek przy kierownicy. W warunkach torowych można natomiast docenić tę możliwość. Parametry jednostki napędowej powodują, że większość kierowców będzie raczej oglądać „brytyjski” kabriolet od tyłu. Przyspieszenie, zwinność i poręczność powodują, że staje się on prawdziwym drogowym kilerem, który wygrywa większość startów spod świateł. Dla bezpieczeństwa kierowcy na desce rozdzielczej powinna znaleźć się tylko naklejka z napisem „spiesz się kochać prawo jazdy, tak szybko możesz je stracić”. I nie ma w tym cienia przesady. Naprawdę bardzo łatwo jest przekroczyć granicę, zapomnieć o bożym świecie.
Zawsze zastanawiam się, czy pisać o ekonomice jazdy. Nie uwierzę, że ktoś kupuje najmocniejszą wersję po to, aby bawić się w jazdę o kropelce. Producent deklaruje zużycie paliwa na poziomie 7,4 l/100 km w mieście, 5,1 l poza miastem i 5,9 l w cyklu mieszanym. Cóż, może ktoś przyjmie założenie, że John Cooper Worksem nie wypada przekraczać 90 km/h i uda mu się osiągnąć takie wyniki. Ja tak nie potrafiłem – zabawa była zbyt przednia, żeby się powstrzymywać. W moim wypadku do deklaracji producenta należy doliczyć około 1,5–2 l/100 km. Aczkolwiek nadal nie wydaje się to zły wynik w odniesieniu do tego, co oferuje Mini.
Ekonomika jazdy to jedno, a ekonomia zakupu drugie. Mini już od dawna nie uzurpuje sobie praw do bycia autem dla ludu. Sir Alec Issigonis zapewne nie byłby zadowolony widząc kierunek rozwoju marki nawiązującej do jego historycznych projektów. Lektura cennika utwierdza tylko w przekonaniu, że brytyjski produkt nabrał elitarnego charakteru. Ceny Mini Cabrio John Cooper Works zaczynają się od 148.300 zł. Wyposażenie opcjonalne prezentowanego modelu wymaga dopłacenia ponad 53.000 zł. W sumie cena przekracza 200.000 zł. Dużo? Za te pieniądze znajdziemy auta większe, pojemniejsze, bardziej użyteczne. Jednak żadne nie będzie miało jednocześnie tyle mocy, stylu, elegancji, gadżetów i sportowego charakteru co Mini. Nie wspominając o składanym dachu.
Co jeszcze istotniejsze, Mini Cabrio JCW naprawdę dostarcza ogromnej dawki pozytywnych emocji z jazdy i powoduje, że nie chce się z niego wysiadać. Dlatego też, na pytanie, czy warto, odpowiadam: zdecydowanie tak, na pewno będziecie zadowoleni! I to nie dlatego, że Mini jest wielkim jeżdżącym lifestyle’owym gadżetem, ale pomimo to.
Dariusz Piorunkiewicz
Fot. Piotr Rusiniak
MINI Cabrio John Cooper Works
SILNIK/NAPĘD:rzędowy benzynowy turbodoładowany, 1998 ccm, 170 Km i320 Nm, automatyczna 6-stopniowaskrzynia biegów, napęd na koła przednie
NADWOZIE:
dł./szer./wys. (mm) – 3874/1727/1415
rozstaw osi (mm) – 2495
OSIĄGI:
V maks. – 240 km/h
0–100 km/h – 6,5 s
ZUŻYCIE PALIWA:
(średnie katalogowe/test) 5,9/7,4 l/100 km
CENA:
Podstawowa – 148.300 zł
Modelu testowego – 201.846