Dziś świat obiegły zdjęcia transportowca Felicity Ace, na którym wybuchł pożar na środku Atlantyku. Na pokładzie okrętu znajdowało się niemal cztery tysiące samochodów koncernu Volkswagena, w tym ponad 1100 egzemplarzy Porsche i 189 aut Bentleya. Raczej wszystkie trzeba spisać na straty.
Amerykańscy klienci, czekający na nowego Volkswagena, Porsche, Bentley’a czy Lamborghini nie dostali dziś zapewne dobrych informacji. Ich auta prawdopodobnie spłonęły w wielkim pożarze jaki wybuchł na transportowcu Felicity Ace, na Altantyku. Statek wypłynął z niemieckiego portu w Emden 10 lutego, a 13 dni później miał dotrzeć do Davisville w USA. Jednak 16 lutego na statku wybuchł pożar, a teraz załoga całkiem straciła kontrolę nad pożarem.
Obecnie trwa akcja ratunkowa, która odbywa się na pełnym morzu, co bardzo utrudnia całą operację. Na miejsce udają się holowniki, które mają odholować płonącą jednostką do najbliższego portu.
Zbudowany w 2005 roku ogromny Felicity Ace jest w stanie pomieścić ponad 5000 samochodów, ale tym razem na pokładzie znalazło się 3965 aut. Większość z nich to Volkswageny, ale w dużej mierze także Porsche, Bentley’e i nieznana liczba Lamborghini. Mówimy oczywiście o fabrycznie nowych autach.
Straty będą zapewne ogromne, pomimo że transport był ubezpieczony. Klienci będą musieli poczekać kolejne tygodnie lub miesiące na nowe auta. Dodatkowym problemem jest wciąż obecny brak półprzewodników.
Powód pożaru jest oficjalnie nieznany, choć pojawiły się już teorie, że VW sam wywołał pożar, aby uzyskać ubezpieczenie. To jednak wątpliwe, biorąc pod uwagę, że niespełna 4000 samochodów dla takiego koncernu jak VW nie stanowi dużej wartości, a straty wizerunkowe mogą być dużo bardziej dotkliwe niż zysk z ubezpieczenia. O wkurzonych klientach nie wspominając…
Felicity Ace nie jest pierwszym transportowcem, wiozącym samochody, który nie dotarł do celu. W 2019 stanął w ogniu i zatonął Grande America, na którego pokładzie znajdowało się ponad 2 tysiące samochodów Audi i Porsche.