Z powodu wyśrubowanych cen i słabych osiągów stał się jedną z największych klęsk BMW Motorrad. Zainteresowanie było na tyle małe, że produkcję zawieszono po trzech latach. Jak na ironię, używane BMW C1 stały się atrakcyjną propozycją. Tym bardziej że do ich prowadzenia wystarczy prawo jazdy kategorii B.
Motocykle nie należą do najbezpieczniejszych środków lokomocji. BMW Motorrad postanowiło zadbać o swoich klientów i stworzyło jednoślad z klatką bezpieczeństwa. Koncepcja wydawała się słuszna. W ruchu miejskim dochodzi do wielu kolizji z samochodami, a skutery klasy 125 na zachodzie Europy mogły być legalnie prowadzone przez posiadaczy prawa jazdy kategorii B, siłą rzeczy niemających większego pojęcia o technice prowadzenia dwukołowca. BMW C1 miało wszystko, co mogło ograniczyć skalę tragedii – aluminiową klatkę bezpieczeństwa z dodatkowymi pałąkami na wysokości ramion, 4-punktowe pasy, ukryty za przednim błotkiem absorber energii oraz zapobiegający nurkowaniu przodu podczas hamowania wahacz Telelever. Układ hamulcowy z elementami Brembo jest skuteczny i precyzyjny. Warto szukać C1 z systemem ABS. Należał do wyposażenia opcjonalnego, a szkoda, bo istotnie podnosił bezpieczeństwo. Przypomnijmy, że w motocyklu zablokowanie koła podczas hamowania zwykle kończy się upadkiem.
BMW C1 zostało poddane różnorodnym testom zderzeniowym przy prędkości motocykla na poziomie 48 km/h i samochodu jadącego 24 km/h. Po przeanalizowaniu wyników okazało się, że jednoślad ochrania kierowcę prawie tak samo dobrze, jak małe samochody. Oczywiście BMW Motorrad nie próbował nikogo przekonywać, że wprowadza na rynek model gwarantujący nieśmiertelność. Konstruktorzy dążyli do stworzenia jednośladu, pozwalającego na wyjście cało z kolizji, która dla użytkownika klasycznego skutera mogłaby zakończyć się obrażeniami ciała. W ten sposób marka zamierzała dotrzeć do grona klientów doceniających mobilność i niskie koszty eksploatacji skuterów, jednak omijających je szerokim łukiem ze względu na niski poziom bezpieczeństwa. BMW Motorrad nie byłoby sobą, gdyby nie zadbało o komfort kierującego. Czołowa [?] i rozbudowane owiewki chroniły przed wiatrem i deszczem. Na liście opcji nie zabrakło manetek i kanapy z podgrzewaniem, systemu audio, lampki do czytania, tylnej szyby, przezroczystego dachu, 75-litrowego schowka oraz uchwytów na telefon czy neseser. Aby ułatwić dokonanie wyboru, producent oferował kilka wersji – ekonomiczną Basic, dwukolorową Family’s Friend, elegancką Executive, dostępną tylko w Szwajcarii Swiss oraz Williams, która kolorystyką starała się nawiązać do bolidów zespołu BMW Williams F1-Teams.
BMW C1 nie było jednak pozbawione wad. Teoretycznie mamy do czynienia z dwuosobowym pojazdem. Przydatność znajdującego się za klatką bezpieczeństwa siedziska dla pasażera była dyskusyjna. Nawet na oficjalnych zdjęciach BMW prezentowało C1 jedynie z kierującym. Najlepszym rozwiązaniem było zabudowanie tyłu opcjonalnym kufrem. Regulacje prawne pozwalają na prowadzenie motocykli z pasami bezpieczeństwa bez kasku. Brzmi dobrze, jednak prowadzenie C1 bez nakrycia głowy w chłodne dni nie zawsze jest przyjemne – przy szybszej jeździe na wysokości szyi i głowy powstają zawirowania powietrza. W naszej strefie klimatycznej bejsbolówka, a przynajmniej kurtka z wysokim kołnierzem mogą okazać się niezbędne.
Koła o niewielkiej średnicy (13 cali z przodu, 12 cali z tyłu) dają o sobie znać nawet na niepozornych nierównościach, które potrafią mocno wstrząsnąć całym skuterem. Rozbudowanie owiewek sprawia, że C1 jest szerszy od skuterów segmentu 125. W połączeniu z wysoko położonym środkiem ciężkości utrudnia to manewrowanie między stojącymi w korku samochodami – szczególnie niższym osobom ze słabszymi nogami, które nie będą w stanie się odpowiednio mocno podeprzeć w krytycznej sytuacji. Warto wspomnieć o anegdocie, w której może tkwić ziarno prawdy. Podobno najbardziej niebezpieczne były… pierwsze kilometry. Siedząc w fotelu z zapiętymi pasami część osób zapominała, że prowadzi jednoślad. Ułamek sekundy po zatrzymaniu leżał on już w pozycji horyzontalnej. Wówczas przychodziła refleksja o konieczności podparcia się nogą. Konstrukcja BMW C1 ogranicza ruchy tułowia na boki, co w zasadzie wymusza podpieranie się dwiema stopami jednocześnie.
Sama jazda była bajecznie prosta. Bezstopniowa skrzynia ograniczała ją do operowania gazem, hamulcami i wyboru właściwego toru jazdy. Z masą własną na poziomie 185 kg BMW C1 równało do sześćsetek czy sportowych „litrów”, a od bezpośrednich konkurentów ważyło 40 – 60 kg więcej. Sprzęt był jednak kierowany do posiadaczy praw jazdy kategorii B, więc siłą rzeczy musiał mieć 15-konny silnik 125 ccm. Nawet osiągnięcie górnego w tej klasie limitu mocy nie zapewniało dobrych osiągów. W mieście C1 startowało nieco lepiej od samochodów, rozpędzając się do 50 km/h w 5,9 sekundy. Mocy zaczynało ewidentnie brakować na podmiejskich obwodnicach – sprint do 100 km/h zajmował 16 sekund. Kilka chwil później igła prędkościomierza nieruchomiała blisko 120 km/h (producent deklarował 106 km/h). Pracujący na granicy możliwości silnik nie należał do oszczędnych. W zależności od warunków zużywał 3,5 – 4,5 l/100 km. O stylu jazdy celowo nie wspominamy – w skuterach zwykle startuje się z mocno odkręconą manetką.
Producent nie pozostał głuchy na płynące z rynku sygnały. Wiosną 2001 roku ruszyła produkcja wariantu dla bardziej wymagających – BMW C1 200. Oznaczenie zostało nadane na wyrost. Jednocylindrowy silnik, również produkowany przez austriackiego Rotaksa, miał 176 ccm pojemności. Dodatkowe 2,7 KM (+20 proc.) i 5 Nm (+42 proc.) odczuwalnie wpłynęło na osiągi. Czas przyspieszania do 50 km/h uległ skróceniu do 3,9 s. Do 112 km/h wzrosła też prędkość maksymalna. Korzystając z okazji obniżono cenę bazowego C1 125. To jednak nie wystarczyło do zwiększenia zainteresowania jednośladem. C1 pozostał egzotyczną i drogą maszyną. Dość powiedzieć, że po uzupełnieniu wyposażenia kosztował tyle, co sześćsetki innych marek.
Zakup BMW C1 powinien zostać poprzedzony oględzinami klatki bezpieczeństwa. Raz naruszona na pewno nie zadziała poprawnie przy drugiej kolizji. Polecamy także sprawdzenie poprawności działania centralnej podpory z ręcznym sterowaniem. Wyczuwalny luz lub nierównomierny opór na dźwigni mogą sygnalizować defekt mechanizmu, który z racji skomplikowania będzie znacznie trudniejszy do naprawienia od tradycyjnej motocyklowej nóżki. Za produkcję BMW C1 odpowiadało turyńskie Bertone. Złośliwi twierdzą, że nie ma więc co liczyć na jakość typową dla jednośladów ze stajni BMW Motorrad. To znaczne nadużycie. Brakuje doniesień o poważnych awariach C1. Jeżeli cokolwiek strajkuje, są to głównie detale – np. czujniki czy przełączniki. Kluczowe części eksploatacyjne są łatwo dostępne i relatywnie tanie – nie brakuje markowych zamienników.
Przed podpisaniem umowy koniecznie zwróćmy uwagę na dokumentację pojazdu. Niektórzy sprzedający deklarują, że ich egzemplarz z silnikiem 176 został zarejestrowany jako BMW C1 125. Nie jest to możliwe, gdy dokumenty pojazdu są w pełni legalne. Oczywiście wiąże się to z konsekwencjami prawnymi także dla nowego właściciela – z sankcjami za prowadzenie pojazdu bez wymaganej kategorii włącznie, co jest równoznaczne z narażaniem się na 300-złotowy mandat i brak ochrony przez ubezpieczenie OC.
Od momentu zmiany w prawie, którą otwarto segment motocykli 125 dla posiadaczy praw jazdy kategorii B, liczba BMW C1 na polskich drogach systematycznie rośnie. Podaż używanych egzemplarzy jest ograniczona. Również popyt nie jest wielki. Wszystko przez ceny wywoławcze jednośladów. Dobrze wyposażone i utrzymane kosztują przynajmniej 8 – 10 tys. zł. Za takie pieniądze można kupić znacznie szybszy i mocniejszy sprzęt; chociażby BMW GS 650. Rynek C1 rządzi się jednak swoimi prawami. To jedyny w swoim rodzaju sprzęt, który za kilka lat zyska status kultowego. Innymi słowy – taniej już nie będzie.
BMW C1 wyprzedziło swoją epokę. W chwili jego debiutu prawo wielu państw nie przewidywało możliwości prowadzenia jednośladu bez kasku. Stosownych zmian, o które zabiegało BMW, starano się dokonywać możliwie szybko. Testy wykazały bowiem, że prowadzenie C1 w kasku niepotrzebnie zwiększa obciążenie szyjnego odcinka kręgosłupa w momencie zderzenia. Na rynek trafiły niecałe 34 tysiące BMW C1. Od chwili zakończenia produkcji sprzęt nie stracił żadnego ze swoich walorów Jest komfortowym, bezpiecznym i oszczędnym środkiem lokomocji, który idealnie sprawdza się na krótkich dystansach, a w wersji 200 sprawdzi się na dłuższych trasach. C1 wciąż wygląda nowocześnie i budzi nie mniejsze zainteresowanie na drodze niż w 2000 roku.
Łukasz Szewczyk, Fot. BMW