W dzisiejszych czasach tuning TDI trwa krócej niż montaż pokrowców na siedzenia pięciomiejscowego auta. Problem w tym, że chociaż kiepskimi pokrowcami nie zniszczymy foteli, to z wątpliwej jakości oprogramowaniem albo najtańszym powerboxem i silnikiem bywa niestety różnie.
Początkowo wirus tuningu elektronicznego rozprzestrzeniał się niemal wyłącznie pod kontrolą firm wyspecjalizowanych w „rasowaniu” pojazdów. Obecnie zaszczepić może go już praktycznie każdy. Power boksy, gotowe chipy lub programy przygotowane do wgrania z laptopa poprzez fabryczne złącze diagnostyczne dostępne są niemal wszędzie – także na giełdach i w internecie. Z jednej strony – to dobrze, bo nic tak nie cieszy, jak spadające ceny. Z drugiej – nie wszystko złoto, co się świeci – trzeba pamiętać, że kiepskie oprogramowanie może poważnie uszkodzić silnik.
Na ¼ mili do taxi i busa?
W gronie osób zainteresowanych tuningiem elektronicznym znajdują się zarówno osoby ze sporym doświadczeniem w tej branży, które doskonale wiedzą, czego oczekują, jak też zupełni nowicjusze, którzy znudzili się już swoim dieselkiem i za stosunkowo niewielką kwotę są skłonni zaaplikować mu nieco więcej KM oraz – co najważniejsze – także newtonometrów. Nowością jest tuning elektroniczny samochodów dostawczych. W zasadzie z konstrukcyjnego punktu widzenia nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Uwagę zwraca jednak sama idea – kierowcy nabierają coraz większego zaufania do tego rodzaju modyfikacji i po prostu chcą sobie ulżyć w pracy. Lepsze parametry silnika w aucie, które bywa wyładowane do granic możliwości, to wyraźnie skrócony czas jazdy, a tym samym czas pracy. Przeróbki zlecane są przez klientów flotowych, którzy kupują najtańsze wersje busów w salonie, a później ponosząc symboliczne koszty podnoszą ich osiągi do optymalnego poziomu. Tak po prostu wychodzi taniej. Po boksy zgłaszają się także… sami kierowcy. Skoro urządzenie można w razie potrzeby zdemontować bez śladu, szef się o niczym nie dowie. Teoretycznie nie dowie się także mechanik, który w razie potrzeby wykona jakąś naprawę gwarancyjną. Co zatem wybrać – power box, chipa czy wgranie nowego oprogramowania do fabrycznego komputera przez fabryczne złącze diagnostyczne?
Tuning chipowy
Tuning chipowy z założenia jest kompleksową modyfikacją oprogramowania sterującego pracą silnika oraz pracą jego dodatkowego wyposażenia, np. turbiny. Zakres zależy zatem od umiejętności tunera, zaplecza sprzętowego oraz… możliwości, jakie daje konstrukcja auta. W zależności od marki i modelu w ramach chiptuningu możliwa jest ingerencja praktycznie we wszystkie parametry samochodu, które są sterowane elektronicznie. Na upartego zmienić można nawet czas, w jakim świecić się będą światła trybu odprowadzającego kierowcę do domu.

Pełen tuning chipowy wykonany w renomowanej firmie tuningowej jest jedynym sposobem na wydobycie stuprocentowego potencjału z silnika i jedynym sposobem na jego adaptację do nowych, nieseryjnych elementów wyposażenia – np. większej turbiny. Mając to na uwadze, zaczynamy rozumieć, czemu pełny tuning chipowy jest najbardziej pracochłonnym i jednocześnie najdroższym możliwym sposobem elektronicznej poprawy osiągów samochodu. Bo tak naprawdę można podać dolną granicę jego ceny, a górna zależy już od wielu czynników i można ją wywindować naprawdę wysoko.
Przez łącze czy z chipem?
W zależności od budowy fabrycznego komputera samochodu, nowe tuningowe oprogramowanie można wpisać „bezinwazyjnie” przez standardowe łącze diagnostyczne lub dopiero po przelutowaniu (wymianie) układów pamięci programowanych (chipów). Efekt jest ten sam – różni się jedynie metoda. Dzięki każdej z nich można uskrzydlić silnik lub go całkowicie rozregulować i w efekcie zniszczyć. Warto zaznaczyć, że wiele firm tuningowych podczas przygotowywania oprogramowania bierze pod uwagę aktualny stan samochodu. Inaczej postępuje się w przypadku egzemplarza z większym przebiegiem, a inaczej w przypadku samochodu prawie nowego.
Power box
Magiczne pudełko reklamowane jest zwykle jako najtańszy i najprostszy sposób na poprawę osiągów przy zachowaniu dotychczasowego zużycia paliwa, a nawet jego redukcji. Niewielkie koszty w porównaniu z pełnym chiptuningiem wynikają z tego, że podstawowy prosty i tani box modyfikuje zwykle tylko jeden parametr sterowania silnikiem – na ogół zwiększa dawkę paliwa. Skąd zatem mniejsze spalanie? W praktyce jest ono rzeczywiście możliwe, ale tylko w pewnych warunkach. Kierowca jadący spokojnie dzięki wyższej wartości momentu obrotowego może wcześniej zmieniać biegi i tym samym zredukować średnią prędkość obrotową silnika. Jeśli będzie maksymalnie wykorzystywał dodatkową moc, spali oczywiście więcej, ponieważ power box to nie perpetuum mobile.

Power box w lepszym wydaniu
Obok najtańszych power boksów na naszym rynku możemy kupić także wersje rozbudowane, które są czymś pośrednim między pełnym tuningiem chinowym a zwykłym boksem. Ze względu na zaawansowane układy elektroniczne takie sterowniki obsługują więcej niż jedną funkcję i mogą być wyposażone w dodatkowe rozwiązania, np. w kilka trybów pracy, funkcję kick down itp. Co więcej – topowe wersje boksów można włączać lub wyłączać z miejsca kierowcy. Ich „aktywność” może się także zmieniać w zależności od stylu jazdy kierowcy. Podczas łagodnej jazdy box może zachowywać się tak, jak gdyby go w ogóle nie było.
Czy ASO się nie dowie?
Wielu sprzedawców zachwala swoje produkty i dodaje, że banalnie prosty demontaż boksa gwarantuje jego niewykrywalność podczas przeglądów gwarancyjnych. W praktyce różnie z tym bywa. Rzeczywiście – większość komputerów w starszych samochodach TDI nie rejestrowała wszystkich danych. W nowszych modelach komputer fabryczny zaczyna pełnić rolę „czarnej skrzynki”, gdzie czasami zostaje ślad po okresowej modyfikacji parametrów. Renomowane firmy tuningowe radzą sobie ponoć także z tym problemem. Jeśli sprzedawca ma określoną renomę na rynku, wystawia fakturę i daje na urządzenie gwarancję – można mu oczywiście wierzyć. Jeśli jednak kupujemy coś zaskakująco tanio bez rachunku i z niewiadomego źródła – warto tę sprawę poważnie przemyśleć. Szczególnie gdy samochód jest nowy.

Trwałość…
Jeden ze znajomych specjalizujący się w handlu samochodami zauważył ciekawą prawidłowość. Większość osób, które eksploatują samochody z silnikami po chiptuningu jeździ nimi rok lub dwa, a potem wymienia na inny model. Rzadko kto próbuje z chipem ustanawiać rekordy wytrzymałości. Tylko nieliczni kierowcy potrafią ocenić trwałość „podkręconego” silnika. Według tunerów, niewielka 20 procentowa poprawa osiągów mieści się jeszcze w granicach rezerw fabrycznej wytrzymałości konstrukcji, zwłaszcza jeśli modyfikujemy bazowe wersje. Warto zwrócić uwagę, że z biegiem lat sam producent zwiększał moc kultowego 1.9 TDI z 90 do 150 KM, tyle że… w mocniejszych wersjach dodawał np. natrysk oleju na denka tłoków, czego power box nie jest już oczywiście w stanie zrobić.
Na trwałość silnika po tuningu elektronicznym, niezależnie od tego, czy wykonano go za pomocą boksa czy też czegoś bardziej wyszukanego, wpływ ma oczywiście jakość programu i technika jazdy. Jakość programu zależy od poddostawcy, czyli firmy, która go napisała lub sprzedaje. Umiar i rozsądek zależą już od kierowcy. Największą zbrodnią jest wykorzystywanie pełnej mocy tuż po odpaleniu zimnego silnika. Nic dziwnego, że na rynku są już dostępne markowe oprogramowania, które „aktywują” się dopiero po nagrzaniu silnika do temperatury roboczej, co jest najlepszym dowodem na to, że czasem tuner nie ma innego wyjścia i musi myśleć za swojego klienta…
Ceny
– Boksy „no name” dostępne w sprzedaży wysyłkowej, na giełdach itp. – 300 – 400 zł
– Boksy oferowane przez renomowane firmy tuningowe – 1.400 – 1.700 zł
– Boksy rozbudowane 1.800 – 2.900 zł
-Tuning chipowy – 1.400 – 3.000 zł lub więcej…
JA, materiał archiwalny (VW TRENDS 1/2007)

