Downsizing to zło? Też jesteś tego zdania? Małe silniczki wyposażone w turbo nie robią na Tobie wrażenia? Jednostka o mniejszej pojemności niż 1,5-litrowy Jack Daniels mogłaby dla Ciebie nie istnieć? Witaj w klubie. W klubie… Mazdy. Japończycy od wielu już lat bronią się przed downsizingiem i… wychodzi im to całkiem nieźle. Ale jak mawiał Pan Wołoszański nie uprzedzajmy faktów.
Mazda Polska dała mi na kilka dni nową szóstkę. Ha, nową to pojęcie względne, bo aktualnie sprzedawany model dostępny jest od 10 lat! Wygląd? Wnętrze? Wyposażenie? To miało dla mnie drugorzędne znaczenie (każdy wie jak wygląda Mazda 6). Najbardziej ciekawił mnie układ napędowy. Nie dzisiejszy układ napędowy, idący pod prąd, mający gdzieś to, co modne i ”zielone”.
Pod prawym pedałem miałem 165 KM mocy, a z przodu pod maską 2-litrowy benzynowy silnik. Oczywiście bez turbo. Nagi, znany, lubiany. Nie ukrywam, że większość aut jakimi jeżdżę wyposażonych jest w turbosprężarkę. Przyzwyczaiłem się już do charakterystyki takich jednostek napędowych. Benzyną jeździ się trochę jak dieslem (ma mocny dół), a dieslem nadal jeździ się jak dieslem. Czego oczekiwałem po wolnossącej jednostce Mazdy? Sam nie wiem. To była dla mnie zagadka, bo ostatni raz silnikiem bez turbo jeździłem ze dwadzieścia lat temu w Matizie rodziców. Sami widzicie, że to raczej kiepski punkt odniesienia. Tak czy siak do rzeczy.
Gdyby ktoś zawiązał mi oczy, wsadził za kierownicę Mazdy 6 i kazał jechać to… nie poznałbym, że mam do czynienia z jednostką wolnossącą. Ok, być może auto nie ma aż tak mocnego dołu, ale rozpędza się naprawdę przyzwoicie. Dane mówią o nieco ponad 9 sekundach do setki. Odczucia subiektywne są lepsze. Chociaż jakaś popierdółka ze 160-konnym 1.4 Turbo zrobiłaby na pewno Mazdę 6 na światłach. Ok, być może o pół nadwozia japoński samochód przegrałby wyścig. Ale serio, osiągi są naprawdę niezłe, a dynamiczna jazda nie wymaga kręcenia motoru pod czerwone pole obrotomierza.
Ok, osiągi to jedno, a jak ze spalaniem? Nie od dziś wiadomo, że małe silniki z turbo mają obniżyć emisje szkodliwych gazów do atmosfery. Mówiąc w skrócie mają puszczać mniejsze bąki. Tak przynajmniej mówi teoria. A co mówi praktyka? Mazdą 6 zrobiłem około 800 km. Średnie spalanie? 7 l/100 km. Nooooo powiem Wam, że Mazda pomimo braku turbo i nie do końca małej pojemności skokowej potrafi puszczać małe bąki. W trasie jest jeszcze lepiej. Na drogach krajowych da się zejść poniżej 6 l na setkę, a na ekspresówkach poniżej 7 l też się da. No kurczę. Dowsizing to zło? Oj, chyba tak.
Kilka słów poświęcę jeszcze paru bardziej oczywistym rzeczom. Kolor Soul Red Crystal jest boski. W cieniu wygląda jak czerwony, a w słońcu wygląda jak milion dolarów. Wnętrze jest przyjemnie analogowe. Nawet nie wiecie jakie to miłe uczucie znów ujrzeć analogowe zegary (w nowym aucie!) oraz pomachać gałką manualnej skrzyni biegów! No i nie zapominajmy jak Mazda 6 wygląda. 10 lat na karku? Tutaj czas się zatrzymał. To taki motoryzacyjny Krzysztof Ibisz, który im starszy tym młodszy.
Aha i jeszcze jedno. Mazda dała mi auto w podstawowym wariancie wyposażenia. Wiecie, nie znają mnie jeszcze dobrze, boją się żebym nie rozbił (sam się tego bałem) i nie chcieli, żebym przesadnie się lansował (chyba już z tego wyrosłem, chociaż…). Jednak podstawowe wyposażenie w Maździe 6 to m.in. wyświetlacz HUD, reflektory LED, nawigacja oraz 17-calowe alusy. Nic więcej do szczęścia nie potrzeba.
Zaskoczyło mnie to auto. Nie sądziłem, ze model klepany od 10 lat może być tak dobry, tak fajny. Ok, multimedia trochę mulą, ale obsługują bezprzewodowo Apple Car Play. Reszta mi zupełnie nie przeszkadza. Najbardziej zaskoczył mnie jednak układ napędowy. 2 litry na czterech czy 1,5 litra na trzech? Teoretycznie wychodzi na to samo, ale ja chyba jednak jestem bardziej towarzyski i wolę tą pierwszą ekipę!